FILIPINY NA WŁASNĄ RĘKE CZĘŚĆ 2 - ISLAND HOPPING

                                                    ISLAND HOPPING EL NIDO  

W El Nido jest naprawdę wiele rzeczy, które chce się zobaczyć i zrobić. Samo El Nido jak i całe Filipiny słynną przecież z Island Hopping czyli przeskakiwaniu z wysepki na wysepkę. W El Nido są cztery opcje do wykupienia (tour A,B,C,D). W każdej z wycieczek jest parę  kultowych, najbardziej popularna jest tour A, jest tam Big Lagoon czy Shimizu Island. Jest także opcja prywatnej wycieczki, ale wiadomo to troszkę więcej kosztuje. Oddając skuter trafiliśmy na Josuar'a z Panamy, który szukał osób na prywatny Island Hopping. Po krótkiej rozmowie stwierdziliśmy, że to naprawdę dobry pomysł i także zaczęliśmy szukać biura z którego wyszłoby to najkorzystniej. 






Po długich i mozolnych poszukiwaniach  udało nam się znaleźć coś odpowiedniego dla nas zarówno cenowo jak i programem i następnego dnia z samego rana udaliśmy się na Island Hopping. Płynęliśmy specjalnymi typowo filipińskimi łódkami. Koszt prywatnej wyprawy to jakieś  2 400 pesos od osoby przy 6 osobach. Normalnie Island Hopping, kosztuje 1200-1400 pesos, tylko tutaj z tymi cenami trzeba być bardzo ostrożnym, ponieważ dużo firm miało niższą cenę, ale nie doliczali podatku i wstępu czyli dodatkowo 400 pesos. My zdecydowaliśmy się na prywatny tour głównie z tego względu, że mogliśmy sobie ułożyć własny plan i ogarnąć to jednego dnia. Zamiast trzech lub dwóch wycieczek, mieliśmy jedną, ale z każdego touru mieliśmy same najlepsze miejsca. Nasz tour trwał od 8 rano do 17-18. BYŁ TO CUDOWNY DZIEŃ. Trasa Island Hopping przebiegała następująco: 

BIG LAGOON- SCHIMIZU ISLAND- SECRET BEACH- HIDDEN BEACH - SMALL LAGOON- PARADISE BEACH 






Big Lagoon było przepiękne, woda była tak czysta i niebieska, że spokojnie z kajaku można zobaczyć, co leżało na dnie (oczywiście tam gdzie było płytko). Na wstępie musieliśmy wypożyczyć kajak, który kosztował 400 pesos dla dwóch osób. O dziwo bałam się, że będzie bardzo dużo ludzi i w sumie miejsce straci swój urok. Było trochę osób, ale na pewno nie było tłumów i miejsce było po prostu magiczne. Później przepłyneliśmy na  Shimizu Island i to tutaj mogliśmy dać nura pod wodę i podziwiać rafę kolarową, ryby i cały podwodny świat. Ten punkt bardzo mi się podobał, ale ja uwielbiam pływać i być w wodzie, więc sami rozumiecie. 






Po nurkowaniu był czas na Secret Beach i tutaj przyznam, że spodziewałam się pięknej plaży a był to najgorszy punkt całego Island Hopping. Zatrzymaliśmy się na wodzie i musieliśmy przepłynąć między wielkimi skałami, zapowiadało się naprawdę obiecująco, jednak po wpłynięciu nie było to nic specjalnego, mało miejsca, każdy chciał zdjęcie a do tego jeszcze zrobił się mały korek, ponieważ wejście i wyjście było to samo. Hidden Beach natomiast było naprawdę piękne, wiem, że powtarzam to już chyba setny raz, ale woda ... była krystaliczna. Najlepsze zostało nam na koniec. Small Lagoon może jak sama nazwa wskazuje była o wiele mniejsza, ale także bardziej klimatyczna i co najlepsze było praktycznie pusto. Na Paradise Beach dopłynęliśmy pod wieczór, plaża opustoszała i nie było na niej nikogo. Nasza 6 i dwóch przewodników, czułam się troszkę jak rozbitkowie na wyspie, wokół żadnej cywilizacji, same wyspy, pusta plaża a za nami dżungla. Jedyną oznaką cywilizacji był maluteńki bar, gdzie można było kupić drinka. W połowie naszej wyprawy mieliśmy przerwę na lunch i powiem wam, że jeszcze nigdy tak bardzo nie smakowały mi owoce morza. Zjedliśmy go na łódce i składał się z krewetek, ryb, mięsa, ryżu i owoców. Nie wiem, czy to przez te wrażenia i wysiłek, czy ten klimat, ale lunch na łódce smakował tak, że wszyscy jedliśmy w zupełnym milczeniu, rozkoszując się zarówno widokami jak i jedzeniem. Podczas Island Hooping trzeba być przygotowanym na dodatkowe koszty, takie jak np. kajaki, maski do pływania ( jeżeli nie macie swoich) , napoje i kokosy, sprzedawane na łódeczka. 

                                                                        ZIP LINE 

W El Nido oprócz Island Hopping jest jeszcze jedna atrakcja, która według mnie to must have. Jest to tyrolka z wyspy na wyspę. Kosztowała jakieś 700 pesos za osobę, a przeżycia są niezapomniane. Oglądać wszystko z lotu ptaka to coś, czego nawet nie potrafię opisać. Istnieją dwie opcje można zjechać i wjechać a można zjechać  a później wrócić plażą Las Cabanas. 


    
                                                                  PORT BARTON 
Przejazd z El Nido do Port Barton okazał się banalnie prosty. Na dworcu w El Nido jest pełno busów i nie trzeba niczego rezerwować wcześniej, ważne jedynie żeby sprawdzić godziny, bo taki transport odbywa się dwa razy na dzień. Podróż trochę trwa, busy są ciasne i strasznie będzie wami rzucało, ale da się przeżyć. Po paru godzinach dotarliśmy do Port Barton. Urocza miejscowość, bardzo spokojna i klimatyczna. Naprawdę z całego serca polecam się tam zatrzymać chociaż na parę dni. Nasz ostatni nocleg był naprawdę bardzo budżetowy, brakowało klimatyzacji odrobinkę, ale był blisko plaży, a widok z balkonu także był niczego sobie. https://www.booking.com/Share-zqaoGw



Od razu pierwszego dnia zakochaliśmy się w jednej knajpce na plaży i byliśmy tam stałymi bywalcami przez kilka dni naszego pobytu w Port Barton. Siedząc, grając w karty planowaliśmy jak spędzimy kolejne dni, wiedziałam, że w Port Barton także organizują Island Hopping, ale nie byliśmy pewni, czy się na to piszemy. W końcu pogadaliśmy z paroma osobami w kanjpce i po chwili nasze imiona także były na liście. 

ISLAND HOPPING PORT BARTON 

TWIN REEF - TURTLE SANCTUARY - PARADISE BEACH -  INALADELN BEACH -  FANTASTIC REEF - SAND BAR 






Szczerze uważam, że Island Hopping w Port Barton był o wiele lepszy od tego w El Nido, aczkolwiek El Nido to taki klasyk, że nie wyobrażam sobie go nie zrobić. Tutaj tak samo po śniadaniu w Bistro Barton wypłyneliśmy na rejs. Koszt to 1400 pesos i w cenie już jest wszystko łącznie z podatkami, wstępami, maskami, rumem i lunchem. 




Było bardzo dużo nurkowania, co dla mnie znaczyło tylko jedno- BYŁAM W RAJU. Do tego wszystkiego spełniło się jedno z moich największych marzeń, jakim było nie tylko zobaczenia żółwia w naturalnym środowisku a także pływanie z nimi. W ogóle rafa koralowa w każdym z spotów do nurkowania była naprawdę nieziemska i aż sprawdzałam, gdzie i jak najszybciej zrobić kurs nurka, bo zakochałam się całym sercem i mogłabym nie wychodzić z wody :)  Vibe tej wycieczki był w 10000 %  mój. Do tego wszystkiego poznaliśmy cudowną parę - Bartka i Alę i dzięki nim także świetnie się bawiliśmy. Spędzaliśmy czas rozmawiając, wymieniając się historiami z podróży, doświadczeniami , śmiejąc się a to wszystko w towarzystwie pięknych widoków i rumu. 





Miejscowość jest urocza, murale na ścianach, malutkie sklepiki pełne świeżych owoców, przemili ludzie i dzieci, wszędzie pełno dzieci, które za każdym razem nas zaczepiały, chciały zdjęcia, pobawić się, a ja nie miałam serca odmawiać. W Port Barton było także wiele bardzo fajnych knajpek. Najbardziej polecam Barton Bistro, Flow i Fat Cat. W Barton Bistro spędzaliśmy w sumie najwięcej czasu i to ją polecam wam najbardziej, klimat ... , jedzenie, ludzie , wszystko. To jest miejsce, gdzie po prostu czujesz się jak w domu. 




Zachódy słonća na Filipinach to także całkiem inny wymiar piękna. W Port Barton także załapaliśmy na przepiękny zachód słońca. Wydaje mi się, że gdzie człowiek nie pojechał, tam zachód słońca był jeszcze piękniejszy. Nasza podróż zakończyła się dwoma dniami w Manili, do której przelecieliśmy z Puerto Princessy. O Manilli, kosztach wyprawy i mojej szczerej opini napiszę w kolejnym poście, bo nie chce was za bardzo zanudzać. 





Komentarze

Popularne posty